Poezja i teoria gier

Sławomir Matusz

Poezja i teoria gier

Kilka lat temu na spotkaniu w szkole, uczniowie próbowali trochę mnie podejść pytając: a jak u poety z matematyką? Odpowiedziałem im zgodnie z prawdą. W szkole uwielbiałem analizę matematyczną, badanie przebiegu zmienności funkcji, obliczanie minimów i maksimów funkcji, opisywanie ich, a także rozwiązywanie zadań z chemii. Wydaje się to dalekie od poezji, a nawet jej zaprzeczeniem. Jednak w poezji nie uciekniemy od logiki, szukających związków logicznych między słowami, które nie są oczywiste. Znajdując je musimy ich dowieść. W wierszu. Nie językiem matematyki, a poezji.

Zanim zacząłem pisać wiersze dużo grałem w szachy. Jednego roku rozegrałem z ojcem półtora tysiąca partii, a ich wyniki notowaliśmy. Dziś nie wiem jak ja i ojciec znajdowaliśmy na to czas. W grze trzeba cały czas oceniać sytuację. Po każdym ruchu przeciwnika trzeba zastanawiać się, jakie mogę być jego następne posunięcia, planować swoje. Trzeba rozumieć znaczenie posunięć przeciwnika: jest to obrona, próbuje on zastawić pułapkę na jakąś figurę, a może już widzi mata.

Posunięcia w szachach są niejednoznaczne, jak słowa w wierszu, ale celem poety jest coś przekazać, a nie pozwolić, by czytelnik dał nam mata, podważył prawdziwość wiersza.

W szachach słuszny jest ten ruch, który przybliża nas najkrótszą drogę do zwycięstwa, do zadania mata. Nie zbicie jednej, lub kilku figur przeciwnika, ale osiągnięcia celu ostatecznego, którym jest mat. W 1970 roku łotewski arcymistrz Michaił Tal, zwany czarodziejem z Rygi, grał partię z rosyjskim szachistą Aleksandrem Salnikowem. W 13 posunięciu Tal poświęcił trzecią figurę i zrezygnował z bicia ciężkiej figury przeciwnika. Dwie pierwsze ofiary zostały przyjęte. Trzeciej ofiary Salnikow nie przyjął, ale już było za późno. W 16 posunięciu partię poddał.

Szachy uczą. Nie tylko strategii, ale i pokory. Nie liczy się przewaga materialna. Nie chodzi o zbicie przeciwnikowi jak najwięcej bierek, figur i pionów. Śledzimy ich ruchy, odczytujemy ich znaczenie, jakbyśmy obserwowali ludzi i duchy, a może dusze. To teleologia w najczystszej postaci. Liczy się tylko cel ostateczny. Zwycięstwo. Szachy są grą mistyczną. W wierszu podobnie szukamy sensów, nie polując na metafory, ale szukając celu ostatecznego, którego często nie widać.

Inną grą, która mnie pasjonowała był brydż. W brydżu partia składa się z dwóch faz. Gra się w parach. Partnerzy siedzą naprzeciw siebie, nie widzą wzajemnie swoich kart. Gra zaczyna się po rozdaniu wszystkich kart. Jest ich w talii 52. Każdy z graczy dostaje po 13 kart. Gra zaczyna się od licytacji, w której gracze za pomocą odzywek próbują powiedzieć sobie jakie mają karty i ustalić kolor, w który będą grać. Jednak każda odzywka podnosi poziom ostatecznego kontraktu. Nie można po odzywce 3 kier powiedzieć dwa trefle. Musi to być wyższa odzywka: trzy pik, trzy bez atu, lub 4 trefle. Licytacja na poziomie siódmym, najwyższym, oznacza że para deklaruje zebranie razem 13 lew, po jednej karcie od każdego z grających. Są ustalone odzywki, a my musimy odczytać z nich jakie karty ma nasz partner, jakie mają przeciwnicy, przekazać mu jakie my mamy karty i ustalić, co gramy i na jakim poziomie. Po zakończeniu licytacji partner gracza, który wybrał kolor, wykłada karty na stole. Zaczyna się rozgrywka. 13 kart widzą na stole wszyscy gracze i już wiedzą trochę, jakie błędy zrobili w licytacji. Przeszacowali karty i grają za wysoko, albo niedoszacowali karty, można było grać wyżej. W czasie gry trzeba też uważać, by nie popełnić błędu. Umiejętnie przechodzić z ręki na stół i ze stołu na rękę, by nie popełnić błędu i wziąć jak najwięcej lew.

Brydż jest nie tylko grą karcianą, grą logiczną, ale też psychologiczną, wyzwala wiele emocji w czasie licytacji i końcowej rozgrywki. Partia brydża przypomina trochę pisanie poematu na kilka głosów. To jakbyśmy rozmawiali z każdym z Apostołów po kolei, by dojść do trzynastej osoby w tym gronie, być może najważniejszej, która wie więcej od wszystkich.

Jeżeli założyć, że czterech graczy pisze razem poemat, używając języka brydżowego, to rozgrywka jest jego odczytaniem, interpretacją, w której możemy poznać wszystkie błędy popełnione w licytacji. Po partii gracze zwykle rozmawiają o niej, o licytacji i samej rozgrywce. To doświadczenie przydaje się później w pisaniu, analizie i planowaniu własnego tekstu.

Chociaż szachy i brydż są grami logicznymi, a brydż częściowo grą losową, to w obu grach dużą rolę odgrywa psychologia i przygotowanie fizyczne, co je przybliża do realnego życia. Wielogodzinna partia szachowa, czy mecz brydżowy wymagają kondycji fizycznej i wywołują w uczestnikach silne emocje. I chociaż w szachy i brydża grają już komputery, a z komputerami grają ludzie, to stało się to możliwe po zastosowaniu logiki rozmytej, bliższej ludzkiemu oglądowi świata obiektywnego, zakładającej istnienie wartości pośrednich pomiędzy zero i jedynką, której reguły zdefiniował na początku lat ‘70 ubiegłego wieku Lofti Zadeh. Logika klasyczna bardziej opisuje stan, a logika rozmyta proces, w którym mogą pojawić się zmienne wcześniej nieznane, albo nawet przypadek. Ruch skrzydeł motyla, lot ptaka, upadek meteorytu mogą wywołać wojnę, zawrócić armię, zainspirować do wiersza, obrazu, albo powstania nowej maszyny (da Vinci). Wyobraźmy sobie motyla, który przypadkowo dostał się du pudła komputera sterującego wyrzutnią rakiet z głowicami atomowymi. Może wywołać wojnę, doprowadzić do katastrofy, lub uszkodzić wszystkie urządzenia, albo zmienić całkowicie ludzi obsługujących straszliwą maszynerię. Wyobraźmy sobie tego samego pięknego motyla, który usiadł na czubku rakiety przygotowanej do odpalenia. Operator widzi owada i budzi się w nim myśl, dylemat, co zrobić, by ocalić piękne stworzenie? A z nim cały świat. Czy warto odpalać pocisk? Czy może zaczekać, aż motyl odleci, przedłużyć istnienie świata o te kilka chwil, zatrzymać w oczach wspaniały obraz? To też efekt motyla, który może zatrzymać wielki proces tak, jak ziarnka piasku mogą zniszczyć tryby wielkiej maszyny. Swoją drogą, czy w razie wybuchu bomby atomowej będzie się ktoś zastanawiał ile zginęło motyli? Wszak są tak delikatne, kruche i tak krótko żyją. To kilka przykładów znanego w matematyce i logice tak zwanego efektu motyla, opisanego przez amerykańskiego matematyka i meteorologa Edwarda Lorenza, który występuje w warunkach niestabilnych. W grze może go wywołać zagranie niewłaściwą kartą, ruch nie tą figurą, albo zła kolejność zagrań. Niby te same zagrania, a prowadzą do zupełnie innych rezultatów. Podobnie w wierszu. Drobna różnica znaczeń, albo zmieniona kolejność słów może prowadzić do odmiennych interpretacji utworu i nawet do katastrofy, jeśli autor nie radzi sobie z tekstem. Źle użyty cytat, lub nawiązanie, mogą doprowadzić do lawiny oskarżeń wobec nieświadomego niczego autora. Kilka razy próbowano wmawiać mi antysemityzm z powodu wiersza „Zażydzenie”, w którym kilka razy użyłem bardzo wulgarnego przekleństwa „jebać Żydów”, by sparodiować płytki antysemityzm bohatera utworu, który w jego zakończeniu pijany stęka „bać Żydów/ i śpi”. Gra słów.

Różne gry słowne, szczególnie na granicy sacrum i profanum mogą prowadzić do profanacji, absurdu, a nawet zupełnego bełkotu, który obecnie promują kręgi „Krytyki politycznej” i podobne media, a który piętnuje Zofia Zarębianka w eseju „Nowa metafizyczność na nowe tysiąclecie czy sacrum na cenzurowanym” (za tomem „ranek / mane. eseje – szkice – przyczynki krytyczne. antologia „toposu”, Sopot 2020.

Autorka podaje przykłady gier w wierszach, w których autorzy przegrywają ze słowem i logiką, prawdą, przegrywają wiarę, powodowani efektem motyla, niestabilni psychicznie i etycznie, wykazują brak inteligencji kognitywnej, co w konsekwencji prowadzi ich do skrajnych postaci nihilizmu i narcyzmu, a nawet otwartego manifestowania satanizmu. Jednym z komentowanych wierszy jest „Apokryf” Marcina Świetlickiego:

Teraz wisi na ścianach pomiędzy kwiatami

i ponad tapczanami licealistek,

został wchłonięty przez te same staruszki

i mężczyźni w sukienkach używają go.

[Apokryf, M. Świetlicki]

Co robią normalni ludzie na widok człowieka powieszonego, huśtanego wiatrem, zaźganego nożem, zastrzelonego, czy ukrzyżowanego? Takie widoki budzą w nich strach, przerażenie, protest, sprzeciw wobec śmierci, modlą się, płaczą, szukają słów współczucia i potępienia.

Użycie kobiecego ubioru, sukienki, wskazuje na osobę transseksualną, homoseksualną, lub ma na celu deprecjonowanie i sprofanowanie sutanny. Dobór słów, rekwizytów, rzeczowników i czasowników ma kierować uwagę czytelników w stronę ludzkiej seksualności. Co zatem robi dwóch narcyzów pod obrazem Ukrzyżowanego? Zapewne onanizuje się, sugeruje autor tegoż wierszyka. Jezus nie jest przyjęty przez staruszki, jak Osoba, a wchłonięty – jak ciecz, lub śluz, albo krem na noc. A może chodzi Świetlickiemu o spermę. Wymienione staruszki są przyrównane do jamy chłonąco-trawiącej, do jamochłonów, istot pozbawionych ludzkiej inteligencji. Można chłonąć wiedzę, pochłaniać książki, ale Świetlickiemu nie o takie znaczenie chodzi, gdyż w następnej linijce przywołuje mężczyzn w sukienkach, którzy „używają go”, czyli wykorzystują. Dobór słów wskazuje na erotyczny fetysz, gadżet, którym ma być krzyż, lub traktowanie Ukrzyżowanego jako swoistą ofiarę więziennych lub nekrofilnych praktyk seksualnych. Jezus przestaje być Osobą, staje się niewolnikiem mężczyzn w sukienkach, lub przedmiotem, zabawką w odrażających zabawach.

W zamierzeniu utwór antyreligijny, w którym autor chciał sprofanować, stał się wierszem homofobicznym i nie wiadomo, czy poeta piętnuje osoby lgtb, czy sympatyzuje z nimi. A może chciałby się przyłączyć do satanistycznej zabawy? Jeżeli prowadzi grę z czytelnikiem, to po głębszej interpretacji ponosi porażkę. Jest to zabawa dziecka odkrywającego dopiero swoją seksualność, jej złą stronę, która zagraża jego dalszemu rozwojowi psychicznemu, a nie poetycka i męska dojrzałość. Ukrzyżowany w żaden sposób nie jest winien niczego, co barbarzyńcy robią pod krzyżem, ani dokonującej się profanacji, czego najwyraźniej nie rozumie „czuły barbarzyńca”, dołączając do zwyrodnialców. Marcin Świetlicki jak parzący jamochłon, chłonie, trawi i wypluwa z siebie odrażające obrazy.

Chyba najbardziej tragicznym przykładem efektu motyla w historii było zabójstwo arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żony Zofię, księżnej Hohenberg, dokonane 28 czerwca 1914 roku przez bośniackiego Serba Gawriło Principa, członka serbskiej nacjonalistycznej organizacji „Młoda Bośnia”, którego następstwem był wybuch I wojny światowej i w jej wyniku śmierć milionów ludzi, rewolucja bolszewicka, rozpad Cesarstwa Austro-Węgierskiego i Cesarstwa Rosyjskiego. Oczywiście, były głębsze polityczne i ekonomiczne przyczyny tych wydarzeń, ale impulsem do ich rozwoju była zbrodnia w Sarajewie w 1914 roku.

Przypominają mi się opowiadanie Ernesta Hemingwaya „Motyl i czołg”, które kończy się tragicznie dla jego bohatera i wiersz, poemat „Motyl” Josifa Brodskiego:

Pożegnać cię już, skoro

giniesz z dniem razem?

Są ludzie, których rozum

pokrywa porost

zapomnienia, lecz czy

winni są sami?

Wszak mają za plecami

nie miękkich dni

małżeńską pościel, i nie

mrok snu bez rojeń,

i nie przeszłość – lecz twoje

skrzydła jedynie!

[Motyl, cz. XIII. tłum St. Barańczak]

W opowiadaniu Hemingwaya stolarz Pedro chce się bawić w knajpie z innymi gośćmi. Trwa oblężenie Madrytu. By rozweselić towarzystwo opryskuje kelnerów i gości wodą kolońską. Kelnerom się to nie podoba. Zostaje wyprowadzony z knajpy i pobity. Wraca jednak i w akcie rozpaczy i desperacji opryskuje kilku jeszcze gości. Wtedy ktoś wyjmuje pistolet i go zabija strzałem w serce. Przyjeżdża policja, ale nie potrafi ustalić, kto strzelał. Na drugi dzień pracownicy knajpy i stali bywalcy rozmawiają o zdarzeniu. Namawiają pisarza, który pił ze wszystkimi poprzedniego wieczora, by napisał opowiadanie o tym zdarzeniu, tej absurdalnej śmierci. Kierownik sali proponuje nawet jego tytuł „Motyl i czołg”, argumentując: „Jego wesołość zetknęła się z powagą wojny tak jak motyl”. „Jak motyl z czołgiem” – dodaje. W czasie wojny ludzie giną jak motyle, często nie zauważeni. Wyobraźmy sobie czołg stojący na łące, otoczony chmarą motyli. Jeden z nich siada na brzegu lufy, chwilę przed wystrzałem.

W teorii gier znany jest tak zwany dylemat więźnia, wymyślony przez dwóch pracowników RAND Corporation: Melvina Dreshera i Merrill Flood w1950 roku. Albert W. Tucker sformalizował jego zasady i jako pierwszy użył nazwy dylemat więźnia (prisoner’s dilemma; Poundstone, 1992). W klasycznej formie przedstawiany jest on w taki sposób:

Dwóch podejrzanych zostało zatrzymanych przez policję, która nie mając wystarczających dowodów do postawienia zarzutów, rozdziela więźniów i przedstawia każdemu z nich tę samą ofertę: jeśli będzie zeznawać przeciwko drugiemu, a drugi będzie milczeć, to zeznający wyjdzie na wolność, a milczący dostanie dziesięcioletni wyrok. Jeśli obaj będą milczeć, obaj odsiedzą 6 miesięcy za inne przewinienia. Jeśli obaj będą zeznawać, obaj dostaną pięcioletnie wyroki. Każdy z nich musi podjąć decyzję niezależnie i żaden nie dowie się, czy drugi milczy czy zeznaje, aż do momentu wydania wyroku. Jak powinni postąpić?

Jeżeli założymy, że każdy z więźniów woli krótszy wyrok i żadnemu nie zależy na niskim wyroku drugiego, można opisać ten dylemat w terminach teorii gier. Więźniowie grają wtedy w grę, w której dopuszczalne strategie to: współpracuj (milcz) i zdradzaj (zeznawaj). Celem każdego gracza jest maksymalizacja swoich zysków, czyli uzyskanie jak najkrótszego wyroku. Poeta i pisarz powinni pisać, czyli zeznawać, być świadkami, ale czasem wypada milczeć, by komuś nie zaszkodzić, kogoś nie skrzywdzić. To wynika z poczucia odpowiedzialności. Zmaga się z nim każdy poważny autor, w każdym wierszu, opisując go za każdym razem inaczej, raz lepiej, raz gorzej.

Dylemat ten odnajdziemy nie tylko w wielu grach, ekonomii, życiu codziennym, ale i w teologii, literaturze. Zmagali się z nim Judasz i Piotr. W powieści Dostojewskiego Idiota Gania oddaje na noc Nastasję Filipowną kupcowi Parfionowi Rogożynowi za sto tysięcy rubli. Nastasja wrzuca paczkę z pieniędzmi do ognia, mówiąc, że tylko Gania może ją wyjąć gołymi rękami. To pokerowa zagrywka. Nastasja obserwuje szaleństwo i chciwość zebranych mężczyzn. Kiedy Gania traci przytomność, wychodząc z pomieszczenia, sama wyciąga paczkę i daje mu ją. To jedno z w największym stopniu przejmujących, jakże ludzkich ujęć dylematu więźnia w literaturze, ukazujących najbardziej mroczne zakątki duszy. Miłość jest chora, pożądanie Rogożyna, chciwość Lebiediewa i Ferdyszczenki, postawa Gani, są najbardziej obrzydliwe, jakie mogą być. I jakże współczesne, jeśli obserwować życie społeczne i polityczne. To też przykład efektu motyla w relacjach między ludźmi, który zakończył się tragicznie, bo zabójstwem Nastasji Filipowny. Nastasja jest w tej opowieści motylem, który musi zginąć na naszych oczach, niemal spłonąć.

Innym dylematem więźnia jest monolog Konrada w Wielkiej improwizacji, w Dziadach Adama Mickiewicza, w której gra on z samym Bogiem. I przegrywa. W Ewangeliach ten dylemat przeżywają wszyscy bohaterowie: Judasz, Piotr i pozostali Apostołowie, również sam Chrystus, On jedyny wychodzi zwycięski, chociaż Kościół choruje (rzecz ludzka), sądy są chore, a Bóg zdaje się, że umarł powtórnie po 130 latach, kiedy ogłosił to Nietzsche; w czasach czarnych marszy, ofensywy neomarksizmu i ideologii gender oraz pandemii coronavirusa, które uczyniły nas więźniami.

Nietzsche był wybitnym i wnikliwym krytykiem Niemiec i Europy swoich czasów. Ale jego recepty obarczone były brakiem pokory, rozbuchanym, wielkim ego, co doprowadziło go do życiowego i duchowego upadku. Jego wolę mocy i koncepcji nadczłowieka tłumaczy potrzeba przeciwstawienia się państwu pruskiemu, rozpaczliwa próba przeciwstawienia się rodzącemu się totalitaryzmowi i socjalizmowi, wymierzonymi w tożsamość jednostki. Teoria gier uczy współpracy między figurami na szachownicy i partnerami w brydżu. Fryderyk Nietzsche jest przykładem niezwykłego, przejmującego zagubienia człowieka, walczącego samotnie w toczącej się grze, w której jako jednostka nie ma szans. W podobnej sytuacji był Fiodor Dostojewski, który samotnie zmagał się jednocześnie z potęgą caratu i nowymi ideami socjalizmu i powszechnego ateizmu. Carski aparat wskazywał na zagrożenia ze strony Polski i katolicyzmu, a rodzący się socjalizm dawał tyleż samo nadziei, co powodów do obaw. Jako pierwszy zauważył to Lew Szestow, który poświęcił im książkę, wspaniały, wielki esej Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii.

Każdy dobry wiersz, każdy utwór jest grą, toczoną z Czytelnikiem, toczoną ze sobą, własną duszą, prawdą, językiem, światem i Bogiem. Pisarz i poeta zdradzają, zeznają i opisują. Czasem milczą. Więźniami w tej grze są pisarz i poeta, oraz ich bohaterowie. Stają się nimi Czytelnicy. Ale co jest w tej grze nagrodą? Za każdym razem nagroda jest inna i dla każdego uczestnika gry też inna. Zawsze jednak jest to wyzwolenie, jakiś rodzaj tego wyzwolenia, jeśli mamy do czynienia z ważnym tekstem. Gra uczy nas uwagi, wymaga skupienia, uważności, podobnie jak to jest w dobrym wierszu. Trzeba tak prowadzić grę, by uniknąć efektu motyla, a jednocześnie motyla ocalić w wierszu, w Naturze, dla nas.

Dla Mojej Żony, Iwony. Sosnowiec, 29 stycznia 2021

 

MatuszPowstanieWarszawskie

Matusz o polskim bartnictwie