Miłość Sławka Matusza ma ciało, a właściwie ciała. Ukochanej żony, jego samego i ich cierpiącego syna Jasia. Tomik „za Tobą klucze gęsi i łabędzi” to celebracja posiadania ciała. Tego w uniesieniu, ekstazie, ale też w cierpieniu, boleści. Podczas lektury odsłaniają się kolejne obszary ciała, a czytelnik znajduje się w samym centrum tak intymnego wydarzenia jakim jest kochanie się. Kto zapomniał jaką moc posiadają wargi, piersi, dłonie, brzuch, oczy, niech się uczy z tych wierszy. Matusz podkreśla, że wyjątkowy sens miłości nadaje małżeństwo. „Ciało innej kobiety/jest ciałem/obcym” – pisze i ma rację. Bo nie tylko serce, ale rozum i wola biorą też udział w miłości.
Barbara Gruszka-Zych
Opłatek
łamiemy się opłatkiem
tu jest serce Pana Jezusa
Iwonki
Jasia i moje mówi mi
jakiś wewnętrzny głos
zdejmuję okruszek
z kącików ust Iwonki
by nie upadł na ziemię
Sól
przywieźli nam zamówiony
worek różowej soli kłodawskiej
aż pięćdziesiąt kilo
piękne wielkie różowe i białe
kryształy wcześniej nigdy
nie oglądane ludzkimi oczami
i co my z tą solą będziemy robili –
pyta Iwona – do końca życia
nam jej starczy a nie zepsuje się?
będziemy używali jej do wszystkiego –
odpowiadam – do jedzenia, inhalacji
nacierania ta sól ma dwieście pięćdziesiąt
milionów lat i nie zepsuła się
oboje liżemy i smakujemy główki soli
i już myślimy o wspólnej kąpieli
(Iwona pyta: a natrzesz mi solą piersi?)
Morwy
granatowe i słodkie
spadają jak krople letniego
deszczu plamią usta Jasia
i bluzkę Iwony na piersi wielkie
jak nabrzmiałe sutki Żony
zbieram je do miseczki
wieczorem po kolacji
będziemy się nimi dzielili
[morwami i sutkami]
Wiersz dla Jasia
(i dla Iwony)
liczymy z Jasiem
jeden spacer to około
pięciu kilometrów
przez sześć lat byliśmy
na tysiącu spacerach
tysiąc cudownych dni
w słońcu deszczu śniegu
mrozie pchałem wózek
z Jasiem tam gdzie on
pokazywał (porażenie
mózgowe astma śliczny
uśmiech uwielbia czytać atlasy)
liczymy w sumie to pięć
tysięcy kilometrów kawał
drogi przebyliśmy Jasiu
zastanawia się gdzie doszliśmy
pokazuje palcem na mapie
Karaczi w Pakistanie a potem
Amritsar w Zachodnich Indiach
u bram miasta witają nas przyjaźni
Sikhowie kierujemy się
do Złotej Świątyni pokłonić się
Bogu idziemy obmyć stopy
w Jeziorze Nieśmiertelności
Jasiu na oiomie
wygląda jak kosmonauta
owinięty rurkami kablami
otoczony różnym migającym
i pulsującym w mroku sprzętem
stoję obok Iwony
łkam i modlę się
oby wrócił
z tej podróży
żeby nie spłonął przy
wejściu do atmosfery
bądź ostrożny
Jasiu!
wracając do nas
żywych
Jasiu w moim sercu
żegluje
prawdziwy Jonasz
z niego
a Jonasz
to po hebrajsku
gołąb
kiedy sztorm ucichnie
delikatnie położę go na łonie
Iwonie
Matka Boska
chowamy się przed
strugami deszczu
pod jedynym drzewem
Jasiu na wózku inwalidzkim
przykryty brezentem wygląda
jak przydrożna kapliczka
obok mnie przytulona
zmoknięta Matka Boska
Arka
na arce Jasiu
i rudo-biały pies
Krecik wypatruje
burz i sztormów
w oddali
pchamy z Iwoną
przez łąki tę arkę
na lewo maki
na prawo maki
na lewo śnieg
na prawo deszcz
Wiersz na rocznicę ślubu
1.
Iwona
Paluch
Boży
brutalnie
obcięty zamknięty
w mojej dłoni
podnoszę go
do ust całuję
poduszkę
by więcej
nie krwawił
jego ślad
na czole moim i Jasia
2.
mił-
ość
ukłucie w lewy bok
dlatego boli
kiedy śpisz
zasłaniasz mi ranę
wilgotnym
udem
23 kwietnia 2021